Często słyszymy, że człowiek niewiele znaczy w obliczu potęgi natury, ale to stawia nas w kontrze do reszty świata. Może lepiej pomyśleć, że jest się jego częścią, a wtedy z łatwością zadbamy o nasze wspólne potrzeby? Stojąc u stóp wulkanu poczuliśmy radość, że było nam dane doświadczyć tego piękna i dumę, że jesteśmy częścią czegoś wielkiego, tego nie sposób opisać słowami, to chwyta za serce i zostaje w nim na zawsze… Etna jest jednym z najbardziej aktywnych wulkanów na świecie, do największej erupcji naszych czasów doszło w 1669 roku. Erupcja trwała 122 dni i rzeka wylewającej się lawy dotarła do oddalonego o 15 km morza. Zniszczona została cała wschodnia część Katanii. Od początku swojego istnienia wulkan wybuchał znacznie częściej, szacuje się, że było ponad 200 silnych erupcji i niezliczona ilość mniejszych (dokumentowano je od 1500 roku p.n.e.). W lutym tego roku Etna rozświetliła nocne niebo, wyrzucając z krateru jaskrawoczerwoną lawę. Pomimo sąsiedztwa wulkanu w okolicy mieszka tysiące ludzi. Przejeżdżając przez gęsto zaludnione wioski i miasteczka szybko zrozumieliśmy dlaczego Etna nie odstraszyła człowieka. Na bardzo żyznej glebie z powodzeniem rozwija się rolnictwo. Wszędzie otaczały nas plantacje cytryn, pomarańczy, winogron, gaje oliwne. Coś za coś, wulkan daje i zabiera i trwa to już tysiące lat, w symbiozie z naturą…
U stóp wulkanu Etna znajduje się kolejna atrakcja, rezerwat skalny- Wąwóz Alcantara. To właśnie niszczące działanie lawy sprawiło, że w wysokich, bazaltowych skałach powstało koryto rzeki z licznymi kaskadami i zakolami. Ściany wąwozu sięgają nawet 50 metrów, zostały uformowane podczas zastygania lawy. Sposób ich ułożenia jest chaotyczny, ale dzięki temu niezwykle ciekawy i piękny. Wąwóz ma około 400 metrów długości i zwiedzanie odbywa się w rzece, dlatego warto zaopatrzyć się w buty do wody (klapki odpadają, bo nurt porwie ). Im dalej tym głębiej, wąwóz robi się coraz węższy, trzeba przedzierać się przez półki skalne i kaskady. Woda jest lodowata, także zaliczyliśmy krioterapię… Wejście na teren parku jest płatne i poza sezonem możliwe do godziny 18.00. Udało nam się w ostatniej chwili, ale dzięki temu mieliśmy cały wąwóz dla siebie. Ludzie pomału wycofywali się do wyjścia, a my korzystaliśmy z okazji, że możemy zrobić zdjęcie wąwozu bez tłumu turystów.
Rezerwat Zingaro to pierwszy obszar ochrony przyrody ustanowiony na Sycylii. Oferuje liczne szlaki piesze i dzikie plaże z krystalicznie czystą wodą. Stare domki wzdłuż wybrzeża obecnie spełniają funkcję muzeów. Najdłuższa trasa ma blisko 20 km w jedną stronę, ale są też krótsze i można dowolnie dobierać ścieżki w zależności od możliwości. Za wstęp pobierana jest opłata w kwocie 5 euro, dostajemy mapkę na której dokładnie widać wszystkie szlaki. Warto wyposażyć się w odpowiednie obuwie, bo bywa stromo i nierówno, na wejściu jest nawet plakat z przekreślonymi japonkami . Celem naszej wizyty była Grotta del’Uzzo znajdującą się w pobliżu plaży o podobnej nazwie Torre dell’Uzzo. To jaskinia w której odkryto ślady ludności mezolitycznej, czyli żyjącej w okresie między 8 a 5,8 tys. lat p.n.e.. Jest niezwykła i widać ją już z daleka. Potem zeszliśmy na plażę, żeby skorzystać z pięknej pogody i zażyć kąpieli (woda zimna, nie zdążyła się nagrzać ). W rezerwacie jest mnóstwo zieleni, otaczają nas góry, a w dole błękitne morze. Nie ma straganów, budek i gastronomii. Obcujemy z nieskomercjalizowaną przyrodą, a w dzisiejszych czasach nie jest to takie proste… Co ciekawe dawniej ten oddalony od cywilizacji teren wykorzystywała mafia do przemytu . Kiedy chciano wybudować drogę mafia zaprotestowała i udało się założyć rezerwat. No cóż, to chyba jedyna rzecz, którą można zawdzięczać zorganizowanej grupie przestępczej.
Na zachód od Zingaro jest góra w kształcie zarzuconego na głowę kaptura, stąd jej nazwa Monte Cofano (zarzucony kaptur). Góra i jej okolice objęto ochroną prawną. Rezerwat ma bardzo atrakcyjne położenie geograficzne. Można tu podziwiać rzadkie gatunki roślin, skaliste wybrzeże, strome klify, jeziora wytopiskowe, jaskinie i jary. Wytyczono trzy oznakowane szlaki, najpopularniejszy jest ten wzdłuż wybrzeża, łączący wschodnie i zachodnie wejścia, o długości 5 kilometrów. My byliśmy pod wieczór, więc wybraliśmy najkrótszy o długości 1,5 kilometra. Na mapie oznaczony jest za pomocą prostej linii, tymczasem ścieżka wije się i odgałęzia wiele razy. Po drodze mijaliśmy małe jeziorko z drobną rzęsą i ruiny dawnego folwarku. Pasły się też krowy (tak nam się wydawało), ale w drodze powrotnej zdaliśmy sobie sprawę, że to byki! Odcinek do pokonania nie był daleki, ale wymagający. Schodziliśmy stromo w dół, aż do wybrzeża i wieży Tonnara del Cofano (ma wklęsłe ściany, które niwelowały uderzenia kul armatnich). Potem musieliśmy wejść na górę z powrotem… Nie czuliśmy jednak zmęczenia, bo otoczenie było cudowne. Góry i morze w jednym miejscu to idealne połączenie. Odważni mogą spróbować wejść na szczyt. Jest to jednak wspinaczka po skałach i w niektórych miejscach trzeba się wdrapywać po linie .
Schody Tureckie na Sycylii to wysoki, wapienny klif w kształcie schodów, którego niespotykany wygląd stworzyła woda i postęp czasu. W pełnym słońcu naturalnie szara skała nabiera oślepiająco białego koloru i robi niesamowite wrażenie. My trafiliśmy na pochmurny dzień, więc brak tego efektu na zdjęciach. Legenda głosi, że saraceńscy piraci rabowali okoliczne wioski wdrapując się po tych schodach. Określano ich mianem „Turków”, stąd nazwa Scala dei Turchi. Współcześnie turyści wdrapują się po nich, żeby zrobić dobre zdjęcie lub tak jak my dostać się do ukrytej pomiędzy klifami plaży. Pierwszy raz mieliśmy okazję być zupełnie sami, z dwóch stron zasłaniały nas skały. Mimo braku słońca, było bardzo gorąco. Zastanawiamy się tylko, dlaczego ludzie gromadzili się na stopniach, ale nie schodzili na dół? Dopiero jak zbieraliśmy się do wyjścia, niektórzy odważyli się zejść. Czyżby przestraszył ich nasz srogi wygląd?
Miasto Erice w starożytności zwane Eryks, wznosi się na szczycie góry o tej samej nazwie, na wysokości 751 metrów. W dawnych czasach pełniło funkcję latarni morskiej, a mury obronne przypominają o jego strategicznym znaczeniu. Nie lada atrakcją jest już sam dojazd do miasta, droga jest bardzo stroma i kręta. Jest jeszcze druga możliwość i wjazd kolejką górską z Trapani. Wchodząc do Erice ma się wrażenie, że czas się tu zatrzymał. Samochód zostawia się za bramą i spaceruje wąskimi, brukowanymi uliczkami. W całości zachowała się średniowieczna zabudowa miasta. Budynki sprawiają wrażenie surowych i niedostępnych, ale oliwne tarasy, kolorowe dziedzińce i sklepy z lokalną sztuką ocieplają klimat tego miejsca. Pod wieczór miasto zamiera, robi się cicho, słychać tylko odgłosy kroków niesione echem wzdłuż ulic. Poza niepowtarzalnym klimatem jest sporo atrakcji, jak choćby Zamek Wenus, Ogrody Gubernatora, Wieżyczka Pepolego i piękne, zabytkowe kościoły. A jeżeli znudzi Wam się oglądnie architektury, warto zatrzymać się przy jednym z wielu punktów widokowych i podziwiać okoliczne doliny i wzgórza na tle lazurowego morza.
Na południowym krańcu rezerwatu Zingaro znajduje się osada Tonnara di Scopello tzw. tuńczykarnia. Ze względu na bajkową lokalizację warto odwiedzić to miejsce. Z daleka rzucają się w oczy dwie wieże strażnicze, które chroniły mieszkańców przed piratami. Z błękitnego morza wystają formacje skalne, jest mnóstwo zieleni i zabytkowe budynki, a wszystko to schowane w uroczej zatoce, z dala od cywilizacji. Kompleks budynków powstał w 1468 roku i składał się z domu, magazynów, stolarni, tzw. loggi do wieszania ryb, kwater dla rybaków i kościoła. Tuńczykowe imperium zakończyło swoją działalność w 1984 roku. Obecnie jest w rękach prywatnych. Można tu ponurkować, skorzystać ze skalistej plaży albo przenocować w hotelu. We wnętrzu tonnary nakręcono scenę filmu „Ocean’s Twelve: Dogrywka”, w której Isabela Lahiri (Catherine Zeta-Jones) spotyka się z ojcem. Powstało też kilka włoskich produkcji. Nic dziwnego, spójrzcie na zdjęcie, czy nie wygląda jak pocztówka?
W rankingu najpiękniejszych plaż Europy znalazła się plaża San Vito lo Capo, która znajduje się pomiędzy dwoma rezerwatami przyrody: Monte Cofano oraz Zingaro. Planowaliśmy zakończyć nasz pobyt na Sycylii właśnie na tej plaży. Okazało się, że znaleźliśmy równie ładną po drodze… W trakcie podróży naszym oczom ukazała się otwarta przestrzeń pomiędzy górami, z złocistym piaskiem i błękitną wodą. Wąska droga prowadziła do parkingu na którym stało trochę kamperów, ale niewielu zdecydowało się na plażowanie. Było pusto, a na San Vito lo Capo, nawet poza sezonem bywa tłoczno. Zboczyliśmy z drogi, żeby nacieszyć się tym miejscem. Sprawdziliśmy na mapie i okazało się, że jesteśmy na Spiaggia di Màcari. Z parkingu można było jechać dalej wzdłuż wybrzeża, aż do rezerwatu Monte Cofano, wspomnianego w jednym z poprzednich postów. Rozsiedliśmy się na plaży, rozkoszując się pięknym krajobrazem i ….truskawkami. To było idealne podsumowanie pobytu na Sycylii.