Człowiek jest jednak pełen sprzeczności, bo z jednej strony kochamy morze i relaks na plaży, a z drugiej strony zdobywamy kolejne szczyty i marzy nam się Korona Gór Polski. Zimą odbyliśmy wiele ciekawych wypraw w góry i chociaż za oknem wiosna w pełni, powróćmy na chwilę do tych pięknych wspomnień. Na początek wejście na Małołączniak. Zostawiliśmy samochód na parkingu w Kirach. To bardzo popularne miejsce turystyczne i punkt wypadowy w rejony Doliny Kościeliskiej. Trasa od początku obfitowała w piękne widoki. Weszliśmy na szlak zielony, kawałek czarnym, a potem dalej do samego końca niebieskim. W Tatrach pierwszy raz wchodziliśmy zimą. Bez odpowiedniego sprzętu ani rusz, bo im wyżej tym trudniej. Najbardziej spektakularne było podejście przez Kobylarzowy Żleb. Na tym odcinku warto być wyposażonym w czekan, raki (nie raczki!) są konieczne. Trzeba zawsze sprawdzić czy nie ma zagrożenia lawinowego i pilnować trasy, bo łatwo się zgubić. Powyżej Żlebu na Czerwonym Grzbiecie teren się wypłaszcza i nie sprawia większych trudności (tylko dla osób w rakach, bo wszędzie lód) . Po lewej stronie widzieliśmy Giewont, a przed nami Czerwone Wierchy, czyli Kopę Kondracką, Małołączniak, Krzesnicę i Ciemniak. Tego dnia było nam dane zaliczyć trzy z czterech podanych szczytów: Małołączniak, Krzesnicę i Ciemniak. Trafiliśmy na idealną pogodę, utrzymywaliśmy dobre tempo i udało się zobaczyć więcej niż planowaliśmy. Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że Tatry są piękne o każdej porze roku i będziemy zdobywać doświadczenie na zimowych wyprawach.