Kontynuując opowieści o Majorce jest to wyspa, której wybrzeże usiane jest zatoczkami i niewielkimi plażami. Zdążyliśmy zobaczyć tylko niewielką część z nich i każda była piękna. W drodze powrotnej z latarni na Formentorze zatrzymaliśmy się na parkingu, żeby podziwiać plażę Cala Figuera. Planowaliśmy też zobaczyć Calo des Moro, ale ścieżka, która miała na nią prowadzić kończyła się na płocie . Generalnie oznakowanie szlaków na Majorce szwankuję, a szlaki nie są tak przygotowane pod turystów jak chociażby w Polsce. Mieliśmy sytuację, że na drodze należącej do szlaku leżały poprzewracane drzewa, kamiennie i inne przeszkody, a po pokonaniu tych przeszkód pojawiło się wiele ścieżek z których trzeba było wybrać intuicyjnie tą prawidłową . Są jednak zalety tego stanu rzeczy, ponieważ nie ma tłumów i większość ludzi zniechęca się już na samym początku. Ci wytrwalsi mają okazję rozkoszować się pięknem przyrody w błogiej ciszy, co u nas raczej jest rzadkością . Wracając do Cala Figuera jest to niewielka kamienna część lądu z dostępem do morza, wciśnięta pomiędzy wysokie, skaliste klify. Prowadzi na nią wąska i stroma ścieżka, którą czasami ciężko było odszukać w zaroślach (jest jeszcze inna możliwość dojścia, ale z innego parkingu). Jak tylko naszym oczom ukazała się plaża byliśmy zachwyceni tym miejscem. Tłumów brak, woda krystalicznie czysta, piękne góry w tle, czego chcieć więcej? Spędziliśmy trochę czasu na klifie przy plaży, żeby odpocząć i nacieszyć się widokiem. Dodatkową atrakcją byli śmiałkowie, którzy wskakiwali do morza i kozy w dużych ilościach . Te pocieszne zwierzęta nie bały się ludzi i usilnie domagały się pożywienia.