Arnea to skryte w górach miasteczko, które mieliśmy przyjemność odwiedzić w drodze na półwysep Athos. Słynie z tradycyjnej macedońskiej architektury i … miodu z góry Holomontas. Do lokalnych specjałów należy miód lawendowy, czy tsipouro z miodem (grecki alkohol). Nasz spacer zaczęliśmy na głównym placu, gdzie stoi wiekowy platan, a wypływające spod niego źródło ma „magiczne właściwości”. Jeżeli ktoś pragnie poślubić kobietę z Arnei, musi się z niego napić. Następnie wybraliśmy jedną z wąskich uliczek i ruszyliśmy przed siebie. Alejka pięła się ostro pod górę, a następnie schodziła w dół. Stojące przy niej domy wyglądały na bardzo stare. Miały ciekawe kolorowe lub kamienne fasady i duże balkony z mnóstwem kwiatów. Gęsta zabudowa dała możliwość spacerowania w cieniu i nie czuliśmy panującego tego dnia upału. Obeszliśmy jeszcze kilka uliczek i dotarliśmy do ratusza. Tuż obok niego jest kościół św. Stefana, który w przeszłości wielokrotnie płonął. Ostatni pożar miał miejsce w 2005 r., odkryto wówczas ruiny trzech starszych świątyń. Najstarsza z nich pochodziła z IV lub V wieku! Obecnie ruiny można zobaczyć pod częściowo przeszkloną podłogą, bo oczywiście kościół św. Stefana odbudowano. Z zewnątrz nie robi wrażenia, ale w środku ma bardzo bogaty wystrój. Warto do niego zajrzeć, zwłaszcza, że jest symbolem miasta Arnea.