Kiedyś, w odległych czasach (no może nie aż tak odległych), udało nam się polecieć naprawdę daleko, aż na półkulę południową. To jak dotąd nasza najdalsza podróż, ale mamy nadzieję, że nie ostatnia. Jedyne co nam stoi na przeszkodzie to ceny biletów . Przejdźmy do sedna sprawy, czyli do wspomnień z Zanzibaru. Zanzibar to wyspa na Oceanie Indyjskim, należąca w całości do Tanzanii. Określenie „rajska wyspa” w pełni oddaje walory tego miejsca, są cudowne, piaszczyste plaże, szmaragdowa woda, wszechobecna zieleń i piękna pogoda. Do tego zgodnie z obowiązującą regułą „pole, pole” (czyli „powoli, powoli”) nikt się nie spieszy i czas płynie zdecydowanie wolniej… Nie zwiedziliśmy wyspy wzdłuż i wszerz… teraz pewnie wyglądałoby to inaczej, a wtedy byliśmy onieśmieleni, poruszeni i lekko wycofani na afrykańskim lądzie. Zawsze kochaliśmy podróże, ale odwaga i otwartość kształtują się z czasem . Mimo braku pewności siebie udało nam się sporo doświadczyć i przeżyć. Wypłynęliśmy z tubylcami na blue safari i podziwialiśmy bajecznie kolorowe ryby w oceanie. Na wyspie Kwale zobaczyliśmy baobab, który przez wiatr postanowił rosnąć w poziomie ( baobab był domem dla sporych rozmiarów pająka ). Zwiedziliśmy stare miasto Stone Town. W wąskich, krętych uliczkach odkrywaliśmy mieszankę kultury afrykańskiej, arabskiej, indyjskiej i europejskiej. Byliśmy pod domem Freddiego Mercury’ego, chociaż nie jest pewne, czy w ogóle mieszkał w tym budynku…
Na plantacji przypraw zostaliśmy królem i królową Spice Tour, przystrojeni w korony z liści palmowych popijaliśmy z kokosa i podjadaliśmy owoce chlebowca. Oglądaliśmy pokaz wspinaczki na szczyt palmy urozmaicony tańcem i śpiewem plantatorów. Przeżyliśmy chwilę grozy na wyspie, która znikała i pojawiała się wraz z przypływem. Nie miało to jednak związku z jej znikaniem , a raczej z pogryzieniem przez tajemnicze zwierzę w oceanie. Szczypało jakby osy pożądliły i na pewno nie był to jeżowiec. Na szczęście ból wkrótce ustąpił i został tylko niewielki ślad po ugryzieniu . No i prawie zapomnieliśmy wspomnieć, że cudem zobaczyliśmy Dom Cudów . Co to znaczy? Dom zyskał taką nazwę, bo był w nim prąd, a nawet winda, co swego czasu było nadzwyczajnym standardem dla miejscowych, niestety runął całkiem niedawno i nam jakimś cudem udało się go zobaczyć ….
Mamy mnóstwo miłych wspomnień z tej wyprawy. Udowodniliśmy sobie, że razem możemy lecieć nawet na koniec świata, a i tak będziemy czuć się jak w domu. Miejscowi okazali się serdecznymi i otwartymi gospodarzami, chociaż to nie tak, że wszystko jest kolorowe i beztroskie… Bieda czaiła się na każdym kroku… Z jedną tylko różnicą, że Zanzibar na przekór losowi jest żywy i wesoły… Tej radości chcielibyśmy się uczyć każdego dnia, żeby świat stawał się coraz piękniejszy, a uśmiech był codziennością…