Początek jesieni był bardzo słoneczny i stosunkowo ciepły. Skorzystaliśmy z pogody i wybraliśmy się na drugi koniec Polski- w Bieszczady. Już raz byliśmy w Bieszczadach i padało przez cały pobyt , teraz nadrobiliśmy zaległości . Pierwszego dnia udało nam się przejść dwie połoniny: Caryńską i Wetlińską. Na Połoninę Caryńską szliśmy najkrótszym szlakiem z Przełęczy Wyżniańskiej, natomiast Połoninę Wetlińską zaliczaliśmy od strony Brzegów Górnych i przeszliśmy całą grań, aż do szczytu Smerek. Drugiego dnia weszliśmy szlakiem zielonym z Przełęczy Wyżniańskiej na Małą Rawkę, potem dalej szlakiem zielonym na Wielką Rawkę i niebieskim do trójstyku granic na Krzemieńcu. Z tego podejścia dało się zapamiętać niezliczoną ilość schodów . Natomiast trzeciego dnia zrealizowaliśmy jeszcze ambitniejszy plan i zrobiliśmy czerwony szlak z Wołosatego na Przełęcz Bukowską, Rozsypaniec, Halicz, aż do Tarnicy (cudownie było podziwiać widoki, których poprzednim razem nie było nam dane zobaczyć ). Z Tarnicy poszliśmy na Bukowe Berdo i zeszliśmy żółtym szlakiem do Mucznego. W Bieszczadach bez wątpienia najpiękniejsze są połoniny, a czym one właściwie są? Kiedyś wypasano na nich ogromne stada owiec należące do rdzennej ludności Bieszczadów, czyli Bojków i to właśnie intensywny wypas owiec ukształtował wygląd współczesnych połonin. Połoniny to inaczej mówiąc wysokogórskie łąki. Przymusowe wysiedlenia w trakcie II wojny światowej doprowadziły do tego, że Bieszczady opustoszały. Pewnie dlatego kojarzą się z tym, że są dzikie i niedostępne. Obecnie wiele się zmieniło, ale powiedzenie „Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady” jest nadal aktualne, bo Bieszczady to stan umysłu…