Chcielibyśmy powspominać wyprawę na Islandię. To nasze zrealizowane marzenie podróżnicze i jedna z najpiękniejszych podróży .
Nie skupimy się na szczegółowym opisie atrakcji, bo można ich poszukać w internecie. Postaramy się rozpisać nasze pięć dni w formie planu podróży. Może komuś się przyda .
Na początek kilka słów o wyprawie…
Islandia spełniła nasze wszystkie oczekiwania. Mieliśmy sporo szczęścia i trafiliśmy na słoneczną pogodę . Turystów też nie było jakoś nadzwyczaj dużo, im dalej na wschód tym mniej ludzi. Praktycznie tylko w Złotym Kręgu odczuwało się wzmożony ruch. Krajobrazy „łaskotały” zmysły i doprowadzały do euforii. Kiedy tak się jedzie prosto, bez ulicznych korków i bałaganu przy drodze, a wokół sama piękna, dzika i nieskażona natura, to nietrudno poczuć szczęście i radość z życia. To właśnie dała nam Islandia, krótkie pięć dni oddechu, trip po bezdrożach, z planami, a jednocześnie jakby bez planu, po to tylko, żeby być tu i teraz, nacieszyć się chwilą . Oczywiście łatwo się pisze, bo warunki były sprzyjające, drogi przejezdne, a samochód wygodny i komfortowy . Górnolotne słowa same przychodzą do głowy . Jednak skoro już się udało, to czujemy wdzięczność i trochę się tym pochwalimy. Bo przecież, czemu by nie?
W Keflavíku byliśmy już w piątek wieczorem. Przywitała nas piękna pogoda i długi dzień. Nie mieliśmy większych planów, oprócz wypoczynku po podróży, ale okazało się, że są duże szanse na zobaczenie zorzy. Czekaliśmy bardzo długo aż się ściemni, w sumie to bardzo ciemno nie było nawet o północy . Wyszliśmy wtedy na zewnątrz i trwało to może chwilę, kiedy coś zamigotało i zatańczyło na niebie . Zobaczyliśmy zorzunię . Los nam sprzyjał już od pierwszego dnia .
Plan na następny dzień był następujący:
1. Most między kontynentami.
2. Basen w skale – Brimketill.
3. Obszar geotermalny – Seltún.
4. Park Narodowy Thingvellir.
5. Gejzery Strokkur.
6. Wodospad Gullfoss.
7. Wodospad Faxi.
Jak się potem okazało sprzyjająca pogoda i bardzo długi dzień, pozwoliły nam wydłużyć trochę podróż i zaliczyć jeszcze dwa kolejne wodospady: Seljalandsfoss i Gljúfrabúi. Po zwiedzaniu relaksowaliśmy się w basenie Seljavallalaug podziwiając ośnieżone szczyty . O basenie słów kilka, bo na wspomnienie o nim robi się ciepło w sercu . To jeden z najstarszych basenów na Islandii, pięknie usytuowany, u podnóża wulkanu Eyjafjallajökull. Musieliśmy do niego podejść pieszo, bo nie ma drogi dojazdowej. Przez wiele lat stał opuszczony, właśnie ze względu utrudniony dostęp. Obecnie jest na tyle popularny, że nawet o 22.00 natrafiliśmy na turystów . Kąpiel w jego termalnych wodach była naszym marzeniem od kiedy zobaczyliśmy zdjęcia tego miejsca w internecie. Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania, było jeszcze ładniej niż na zdjęciach, a z wody aż nie chciało się wychodzić. Jaka to ironia losu, że my mamy piękne, gorące lato, dużo słońca, a kąpiele na dworze rzadko kiedy są tak przyjemne jak w zimnej i deszczowej Islandii . Tak wiemy, że to nie morze, ani nawet jezioro, tylko podgrzana we wnętrzu Ziemi woda, ale mimo to jest w tym jakiś paradoks.
Niedziela była najbardziej intensywna pod względem zwiedzania i chodzenia . Plan wyglądał następująco:
1. Wodospad Skógafoss.
2. Wrak samolotu na plaży Sólheimasandur.
3. Cypel Dyrhólaey i czarna plaża Reynisfjara.
4. Wąwóz Fjaðrárgljúfur.
5. Wodospady Hundafoss i Svartifoss.
6. Pobliskie jęzory lodowcowe m. in. Skaftafellsjökull i Fjallsárlón.
7. Laguna lodowcowa Jökulsárlón.
8. Diamentowa Plaża.
9. Nocleg w Höfn.
Mieliśmy w nogach sporo kilometrów, bo do wraku samolotu trzeba iść ok. 4 km w jedną stronę. Oczywiście można zapłacić i podjechać terenowym autobusem, ale to koszt bodajże 70 zł na osobę . Oprócz drogi do wraku czekał nas spacer po wąwozie Fjaðrárgljúfur, potem dojście do wodospadu Svartifoss, a na koniec obserwacja oddalonych od drogi jęzorów polodowcowych… Czy było warto się pomęczyć? Oczywiście . Każde z tych miejsc było wyjątkowe, o cudowności wodospadów na Islandii, nie ma co się rozpisywać, to rzecz pewna, ale jeszcze te lodowce . Jaka szkoda, że z roku na rok jest ich coraz mniej …
Skoro o lodowcach mowa. Laguna Jökulsárlón to rozległe jezioro, które powstało zaledwie 100 lat temu. Kiedy lodowiec zaczął się wycofywać pozostawił po sobie głęboką szczelinę, którą szybko wypełniły wody lodowca. Malownicze, potężne kry odłamują się od brzegu, zmieniają swoje kształty, przemieszczają się i topnieją, by ostatecznie skończyć w morzu lub na Diamentowej Plaży… Słońce zachodziło za horyzont, a my podziwialiśmy z brzegu cudowny pejzaż laguny, jej zmieniający się krajobraz i foki harcujące w wodzie …
W poniedziałek 1 maja utknęliśmy w śniegu i to dosłownie . Doczytaliśmy, że na Fiordach Wschodnich jest miejscowość do której można dojechać samochodem tylko przez 4 miesiące w roku! Mieszka w niej mniej niż 10 osób. Ta tajemnicza i odludna miejscowość nazywa się Mjóifjörður. Z lokalnych informacji wynikało, że w ostatnich dniach kwietnia drogę odśnieżono. Zaciekawieni postanowiliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście jest aż tyle śniegu, że było co odśnieżać . Początek drogi był zupełnie suchy, potem wyjeżdżaliśmy coraz wyżej, zaczęły pojawiać się małe zaspy na poboczu, aż nagle dotarliśmy do przełęczy i tam już nie były małe zaspy, tylko ogromne zwały śniegu! Śnieg odgarnięto na bok i utworzyły się lodowe ściany. Niestety w niektórych miejscach lód się pokruszył i uniemożliwił nam przejazd… Tak oto nawet w maju, na Islandii pokonała nas zimowa aura . Tego dnia zaliczaliśmy kolejne atrakcje i nie mogło zabraknąć wodospadów. Zwiedzaliśmy uroczą miejscowość Seyðisfjörður. Zachwycaliśmy się kanionem Stuðlagil i weszliśmy na wygasły wulkan Hverfell. Po wyprawie do Rumunii mamy słabość do wulkanów błotnych, więc nie mogliśmy ominąć obszaru geotermalnego Hverir, w którym dosłownie „gotuje” się błoto. Bardzo ciekawym miejscem była jaskinia Grjotagja z gorącym źródłem. Woda w źródle ma niespotykany, niebieski kolor i jest krystalicznie czysta. Poniżej wszystkie punkty z naszego poniedziałkowego planu:
1. Mjóifjörður
2. Seyðisfjörður
3. Wodospad Studlafoss
4. Kanion Stuðlagil
5. Wodospad Dettifoss
6. Hverir
7. Jaskinia Grjotagja
8. Wulkan Hverfell
9. Wodospad Goðafoss
Dzień IV:
1. Kościół w Víðimýri
2. Skała Hvitserkur
3. Góra Kirkjufell
4. Kościół Búðakirkja
6. Wodospady Hraunfossar i Barnafoss
Plan dnia stosunkowo krótki, ale zakładaliśmy regenerację przed powrotem do domu następnego dnia . Każde z wymienionych miejsc miało wiele do zaoferowania. Zanim wyruszyliśmy na zwiedzanie zażyliśmy kąpieli w balii z wodą termalną. Skorzystaliśmy z takiej możliwości w hotelu .
Kościoły na Islandii są jednymi z piękniejszych zabytków architektury, które możemy zobaczyć. Wyróżniamy cztery typy: zwyczajny, drewniany, modernistyczny i kryty darnią. Kościół Víðimýri to najstarszy tradycyjny typ islandzkiej świątyni i jest pokryty darnią. Natomiast Kościół Búðakirkja jest jednym z najładniejszych czarnych kościołów na Islandii wykonanym z drewna. Skała Hvitserkur wzięła swoją nazwę od kształtu i charakterystycznego, białego nalotu. Hvítserkur można przetłumaczyć jako „biały podkoszulek”. Nam przypominała bardziej nosorożca niż bieliznę . Góra Kirkjufell jest niezwykle fotogeniczna ze względu na swój specyficzny kształt i malownicze położenie. W jej pobliżu są niewielkie wodospady, które można sfotografować ze słynną Kirkjufell w tle. To najprawdopodobniej najczęściej fotografowana góra na Islandii. Na plaży Ytri Tunga są foki. Przed wszystkim foki pospolite, ale też większe foki szare. Podglądanie zwierząt w ich naturalnym środowisku jest fascynującym doświadczeniem. Wodospad Hraunfossar nie jest wysoki, ale hipnotyzuje swoją wyjątkową budową. Wodospadu nie tworzy strumień płynący po powierzchni ziemi, ale podziemne wody gruntowe wypływające w tym miejscu na powierzchnie . W pobliżu jest Wodospad Barnafoss, który przy okazji warto zobaczyć . Dość szybko udało nam się dotrzeć do miejsca noclegu. Okazało się bardzo sympatyczne, ale o tym słów kilka w następnym poście. Zapomnieliśmy wspomnieć, że poza planem wstąpiliśmy do miasteczka Stykkishólmur, które udawało Grenlandię w filmie „Sekretne życie Waltera Mitty” .
Ostatni nocleg w hotelu Gamli Baer był bardzo w „naszych klimatach”. Stary islandzki dom w małej wiosce, z artystycznym zacięciem i końmi w pobliżu . Dodatkowo prowadzony przez sympatyczną panią, dzięki której poczuliśmy się jak w domu. Na brak ciszy i spokoju na Islandii nie mogliśmy narzekać, podobnie było w tym miejscu. Nasyciliśmy się tym spokojem tyle ile mogliśmy… Ciekawe czy żyjąc tam udałoby się zachować ten niespieszny tryb życia? Obserwując mieszkańców wydaje się, że tak…
Wylot mieliśmy w godzinach wieczornych, więc zostało trochę czasu na zwiedzanie. Nie mogło się obyć bez wizyty w stolicy. Kościół Hallgrímskirkja jest najpopularniejszym obiektem w Reykjaviku. Zarzuca się mu niespójność i mieszankę różnych stylów architektonicznych, ale chyba te kontrowersje nie ujmują mu uroku. Kolumny po obu stornach wieży symbolizują islandzkie wzniesienia oraz lodowce. Projektant wzorował się na bazaltowych kolumnach, które są pozostałością po erupcjach wulkanicznych (podobne widzieliśmy np. w kanionie Stuðlagil i wodospadzie Svartifoss). W Reykjaviku zwiedziliśmy kościół, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie na słynnej tęczowej ulicy i kupiliśmy lokalną czekoladę Omnom . Nadeszła pora, żeby wracać, chociaż żal serce ściskał . W drodze na lotnisko zatrzymaliśmy się na obszarze geotermalnym Gunnuhver. To bardzo dobra opcja na zwiedzanie przed odlotem, zajmuje mało czasu i parking jest darmowy. Po raz ostatni podziwialiśmy wyjątkowość islandzkiego krajobrazu. Woda gotowała się jak w garnku i tryskała spod ziemi, wszędzie unosił się zapach siarki i kłęby pary wodnej. Niesamowite miejsce…