Via Ferrata to kompromis pomiędzy wędrówką po górach, a wspinaczką po skałach. Profesjonalna wspinaczka wymaga ponadprzeciętnego przygotowania fizycznego i sprzętowego. Na Via Ferratach jest dużo prościej (chociaż są też takie ekstremalne ) i nie trzeba mieć tyle sprzętu. Wystarczy kask, uprząż i lonża asekuracyjna, żeby bezpiecznie pokonywać wyznaczone trasy. Lubimy adrenalinę i emocje, które towarzyszą dotarciu na szczyt. Normalnie nie bylibyśmy w stanie przejść pionowych ścian, a dzięki stalowym elementom np. drabinkom, klamrom, stopniom i łańcuchom, docieramy w miejsca niedostępne. Przy okazji napawamy się widokiem, delektujemy otwartą przestrzenią i pokonujemy wysłane słabości… Czego chcieć więcej? Tylko więcej takich dróg w Polsce, bo u nas w Polsce niestety ich nie ma… Na szczęście są u zachodnich i południowych sąsiadów, zaliczyliśmy już kilka po stronie Niemieckiej i Czeskiej. Może te wpisy zainspirują kogoś do spróbowania czegoś nowego .
Na początek Via Ferrata Hantzschelstiege w Szwajcarii Saksońskiej. Jest to obszar o niespotykanej różnorodności terenu, mnóstwo tu skał o oryginalnych kształtach uformowanych przez erozję. Via Ferrata okazała się dość prosta (i dobrze, bo dopiero nabieramy doświadczenia), spektakularne było przejście w wąskiej szczelinie, krok nad przepaścią i kilka momentów bez asekuracji. Po przejściu trasy czekał na nas spacer przepięknym szlakiem Wilde Holle. To z pozoru zwykła górska ścieżka, ale pełno na niej schodów, drabinek i urwistych krawędzi. Co jeszcze warto zobaczyć w okolicy? Na pewno skalne miasto Kuhstall z szeroką, skalną bramą, przez którą przechodzi się do punktu widokowego. Nad bramą jest kolejny punkt widokowy, ale żeby się do niego dostać trzeba pokonać strome schodki poprowadzone klaustrofobicznym przejściem pomiędzy skałami. Widzieliśmy jeszcze małą kamienną jaskinie Kleinsteinhöhle, której kształt przypomina serce i zapomnieliśmy wspomnieć o Bloßstock, czyli wieżach skalnych o wysokości ponad 90 metrów . Walory krajobrazowe tego rejonu są niesamowite. Wiedzieliśmy o tym nie od dziś, bo kilka lat temu byliśmy na moście Bastei. To najbardziej znane miejsce w Szwajcarii Saksońskiej. Jest tam jednak często tłoczno i gwarnie, więc warto zapoznać się powyższymi atrakcjami, które są równie piękne.
Po krótkiej, ale obfitującej w atrakcje wizycie w Szwajcarii Saksońskiej udaliśmy się na stronę Czech, żeby przespać się w samochodzie i na drugi dzień pobawić się na Via Ferracie w Decinie. Ferrata w Decinie to plac zabaw dla amatorów wspinaczki. Na sporym masywie skalnym poprowadzono kilkanaście dróg o różnym poziomie trudności. Drogi się przecinają, więc można je dowolnie łączyć i zamieniać. Z każdego miejsca roztacza się cudowny widok na miasto, zwłaszcza na zamek górujący nad rzeką Łabą. Przeszliśmy jedną trasę i mimo iż wolimy otaczać się naturą, to z chęcią do Decina wrócimy. Właśnie ze względu na spory wybór dróg i poziomów trudności. To świetna alternatywa dla ścianki wspinaczkowej, dodatkowo darmowa . Z Czech znowu wróciliśmy do Niemiec, ale już bliżej polskiej granicy, bo w Góry Żytawskie. Via Ferrata Alpine Grat dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń. Już na początku pojawił się problem, bo drabinka miała za szeroki rozstaw szczebli. Na szczęście udało nam się dopiąć do stalowej liny i dalej bezpiecznie wejść na szczyt. Większość trasy wiodła w pionie, prawie od razu znaleźliśmy się powyżej drzew. Były przepaście, ale też cudowne widoki (w oddali widać malowniczą górę Oybin z ruinami zamku i klasztoru). W pobliżu Alpine Grat są bardzo ciekawe formacje z czerwonego piaskowca (Kelchstein), zatrzymaliśmy się na chwilę w tym miejscu. Potem pojechaliśmy na ostatnią Via Ferratę- Nonnensteig. Ostatnia ferrata to wisienka na torcie naszego wyjazdu, trasa niby krótka, ale obfitująca w atrakcje, zahacza niemal o każdą skałę napotkaną po drodze. Były wąskie przejścia, trawersy, mostki linowe, a nawet spacer po linie. Była też przewieszka, czyli „wybrzuszona” ściana gdzie trzeba było zaufać sile własnych rąk . Ten fragment pokonaliśmy dzięki wzajemnej współpracy . Oj, podobało nam się na tych Via Ferratach i jak tylko wróci dobra pogoda i sucha skała poszukamy kolejnych żelaznych dróg. Mamy jeszcze kilka miejsc do zaliczenia u naszych sąsiadów, a potem może coś w Dolomitach?