Latem mieliśmy przyjemność spędzić cudowny weekend w Kopenhadze. Mamy słabość do skandynawskich miast, bo są w miarę czyste, spokojne i dobrze zorganizowane . Obawialiśmy się wysokich cen i faktycznie było drogo, jeżeli jednak skupimy się na spacerowaniu i konsumowaniu w budkach z hot dogami to nie zbankrutujemy . Warto wykupić całodobowy bilet na komunikację miejską. Metro w Kopenhadze jest niesamowite, ponieważ pociągi są w pełni zautomatyzowane. Nie ma załogi, system komputerowy prowadzi pociąg! Możemy siedzieć w pierwszym wagonie i przez przednią szybę podziwiać zawrotną prędkość kolejki (prawie jak na rollercoasterze). Co warto zobaczyć w Kopenhadze? W trzy dni nie da się wszystkiego, ale w naszym subiektywnym rankingu wybraliśmy na początek port Nyhavn. Najbardziej kolorowe miejsce w mieście, często umieszczone na pocztówkach (jeżeli ktoś je jeszcze ich używa lub kolekcjonuje ). Urocze kolorowe kamieniczki wybudowano wzdłuż kanału w którym stoją zacumowane żaglówki, kutry i barki. Jest tu mnóstwo kawiarni, barów i restauracji, port tętni życiem. Z Nyhavn poszliśmy do kopenhaskiej Syrenki- symbol duńskiej stolicy. Już z rana ciężko się było do niej „dopchać”. Według jednej z legend jest to siostra naszej warszawskiej syrenki. Kolejne punkty programu: Amalienborg (zimowy pałac królewski, a w zasadzie kompleks czterech budynków z pomnikiem Fryderyka V w części centralnej, przy każdym z pałaców stoją gwardziści), spacer po cytadeli Kastellet (zbudowana na planie pentagramu fortyfikacja, jedna z lepiej zachowanych w Europie Północnej), park Langeline (wchodzi w skład cytadeli, z nadbrzeża Langeline podziwialiśmy Copenhill, czyli spalarnie odpadów na której jest stok narciarki i modernistyczny budynek opery), wolne miasto Christiania (dość kontrowersyjna dzielnica, z własnym prawem, flagą, a nawet walutą, w Christianie nie można robić zdjęć, pewnie dlatego, że kwitnie w niej narkotykowy biznes), zamek Rosenborg (renesansowa budowla z przepięknym ogrodem, z wszystkich budynków, wydawał się najciekawszy ), Kościół Marmurowy (barokowy, z ogromną kopułą wzorowaną na kopule watykańskiej), Kościół Najświętszego Zbawiciela (na 90 metrową wieżę prowadzą spiralne schody, niestety zrezygnowaliśmy z wejścia ze względu na ogromną kolejkę), plaża Amager (bez problemu dostaniemy się do niej metrem, wystarczy 5 minut jazdy z centrum i już możemy się rozkoszować plażowaniem, z dala od miejskiego zgiełku). Myślicie, że to atrakcje z trzech dni? Skądże znowu To dopiero jeden dzień, a na szczęście latem dzień jest długi więc idzie sporo zobaczyć.
Na drugi dzień zaplanowaliśmy dalszą podróż. Kupiliśmy bilet na pociąg, żeby przejechać się mostem nad Sundem i korzystając z okazji zwiedzić Malmö. Mamy słabość do mostu nad cieśniną Sund, o czym wspominaliśmy przy okazji wyprawy do Szwecji i Norwegii. Wtedy podziwialiśmy most z perspektywy lądu, a teraz mieliśmy okazję nim jechać! Przejazd samochodem jest bardzo drogi (bo most jest płatny), ale pociągiem wyszło dużo taniej. Po ok. 40 minutach byliśmy już w innym kraju. W Malmö udaliśmy się na nieduży plac Lila Torg, na którym zlokalizowane są najstarsze budynki w mieście. Przy placu podziwialiśmy rzeźbę „Optymistycznej Orkiestry” i ratusz. Niestety nie udało się zrobić zdjęcia ratusza, bo budynek w połowie zasłoniła scena (wieczorem miał się odbyć koncert). Kolejnym ciekawym zabytkiem była twierdza Malmöhus w której mieści się muzeum. Była to jedna z najbardziej znaczących skandynawskich twierdz. W nowej części miasta nie sposób przeoczyć wieżowca Turning Torso. Zbudowany jest z dziewięciu brył, z których każda skręca się o 10 stopni, tak by na samym szczycie osiągnąć skręt 90 stopni. Na koniec zwiedzania posiedzieliśmy trochę na promenadzie i zastanawialiśmy się jak to jest, że jesteśmy w mieście, a czujemy się jak na wsi. Cisza spokój, ludzie kapią się w morzu, ktoś pływa na supie, biegacze trenują, spacerowicze odpoczywają… takie klimaty, chyba tylko w Skandynawii…
Trzeba było wracać, bo dogonił nas deszcz z Kopenhagi . Potem padało cały dzień, ale deszcz nam nie straszny. Zobaczyliśmy jeszcze w Kopenhadze Rundetaarn, czyli okrągłą wieżę i reprezentacyjną ulicę Strøget (na której było dużo sklepów do oglądania, a skoro padało to trzeba korzystać ).
Trzeciego dnia pogoda była idealna i z samego rana udaliśmy się do pałacu Christiansborg, żeby wejść na taras widokowy. Wstęp był bezpłatny, więc warto być wcześnie, żeby nie stać w ogromnej kolejce. Pałac znajduje się na wyspie zamkowej, która łączy się z lądem 9 mostami. Przy pałacu są stajnie królewskie i mieliśmy szczęście trafić jak ktoś jeździ na koniach. Konie na królewskim dziedzińcu wyglądały niesamowicie . Kolejnym punktem programu była dzielnica Nyboder w której mieszkali Marynarze Królewskiej Marynarki Wojennej. Dzielnica słynie z jednopiętrowych, długich domów pomalowanych na ciepły, żółty kolor, z dachami pokrytymi czerwoną dachówką i barwnymi drewnianymi okiennicami. Bardzo klimatyczne miejsce . Korzystając z słonecznej pogody znowu udaliśmy się do okolicznych parków m. in. do Ørstedsparken i Ogrodów Królewskich. Odpoczęliśmy trochę i znowu zawitaliśmy w porcie Nyhavn. Tym razem po to, żeby wykupić rejs po kanałach. Cena nie była wygórowana (aż dziwne, bo atrakcja super), a pływaliśmy ponad godzinę! Poznaliśmy Kopenhagę z zupełnie innej perspektywy, sieć kanałów opływa prawie wszystkie miejsca, które widzieliśmy z lądu tzn. budynek Opery Narodowej, pałac Amalienborg, Małą Syrenkę, dzielnicę Christianshavn, wyspę Zamkową. Sporo emocji towarzyszyło przeciskaniu się pod mostami, barka wchodziła na styk i trzeba było pochylać głowy . Przy nadbrzeżu stały zacumowane domy na wodzie, mogliśmy podpatrzeć jak wygląda życie w takim domu. Niektórzy mieszkańcy pozdrawiali nam serdecznie co było bardzo miłe . Po rejsie zostało nam jeszcze trochę czasu, który wykorzystaliśmy na podróżowanie metrem. Objechaliśmy Kopenhagę wzdłuż i wszerz, korzystając z wolnych miejsc w pierwszym wagonie. Kolejka jechała (jak już wspominaliśmy) bez maszynisty, także nic nie zasłaniało widoku zza przedniej szyby . Przejażdżka metrem zakończyła nasz trzydniowy wypad do stolicy Danii. Kolejne skandynawskie miasto zaliczone, co dalej? Może teraz czas na Islandię?