Weekend spędziliśmy na Dolnym Śląsku. Zaczęliśmy od wizyty w Bolesławcu, który słynie z oryginalnej ceramiki. Od dawna marzył nam się taki komplet i zrobiliśmy bardzo udane zakupy . Korzystając z okazji pospacerowaliśmy po bolesławieckim rynku i podjechaliśmy zobaczyć wiadukt kolejowy. Wiadukt jest imponujący, ma 490 metrów długości i 26 metrów wysokości. To jeden z największych kamiennych kolejowych mostów w Europie! Tego dnia nie mieliśmy już czasu na zwiedzanie. Zrobiliśmy kilka fotek z widokiem na góry i dotarliśmy na miejsce noclegu.
W sobotę wybraliśmy się na spacer w Rudawach Janowickich. Rudawy nigdy nam się nie znudzą, są jak wieki płac zabaw na którym ciągle odkrywasz nowe zabawki . Do tego te walory krajobrazowe, jesienna aura, niesamowite formacje skalne i piękne widoki. Jak ich nie kochać? Zrobiliśmy już któryś raz z rzędu trasę z Strużnicy przez Diabelski Kościół do Starościńskich Skał. Starościńskie Skały zwane były „Mariannenfels” (Skały Marianny) na cześć właścicielki pałacu w pobliskich Karpnikach (żony księcia Wilhelma Hohenzollerna). Na skałach umieszczono napis z ich nazwą i żeliwnego lwa. Do dziś pozostały tylko ślady po literach, a lew spadł i przeniesiono go w inne miejsce. Z punktu widokowego na samej górze roztacza się cudowny widok na całe Rudawy. Z tej perspektywy Krzyżna Góra i Sokolik przypominają biust, dlatego nazywane są „Cyckami Bardotki” . Udało nam się jeszcze podjechać pod schronisko Szwajcarka i wejść na Krzyżną Górę. Krzyżna Góra zawdzięcza swoją nazwę zatwierdzonemu na jej szczycie siedmiometrowemu żelaznemu krzyżowi. To kolejne miejsce do którego bardzo często wracamy, z cudowną perspektywą widoku.
Następnego dnia zaliczyliśmy atrakcje wokół Grabowca. Ta niepozorna góra skrywa w sobie wiele tajemnic. Na jej zachodniej części leży Patelnia, czyli skała, która swoją nazwę zawdzięcza płaskiemu zwieńczeniu. Można z niej podziwiać okoliczne szczyty i zbiornik wodny „Sosnówka”. Poza tym to miejsce, które słynie z kumulowania energii i przez ezoteryków uznawane jest za czakram. Kilkadziesiąt metrów niżej natrafiliśmy na ruiny Prewentorium. Korzystając ze zdrowego, górskiego klimatu leczono w nim dzieci chore na gruźlicę. Pod koniec lat 80 budynek został opuszczony i zostawiony na łaskę okolicznych szabrowników. W 1992 r. celowe podpalenie doszczętnie zniszczyło wnętrza. Do dziś pozostały tylko reszty murów, które wyglądają niezwykle tajemniczo. Wyobraźnia podpowiadała nam, że kiedyś było tu pięknie, co zresztą widać na archiwalnych zdjęciach. Idąc dalej niebieskim szlakiem trafiliśmy do Kaplicy Św. Anny i Dobrego Źródła. Źródło wydostaje się na powierzchnię pod ołtarzem kaplicy, ale odprowadzone jest do pobliskiego ujęcia. Ma właściwości lecznicze ze względu na zawartość radonu. Kaplica powstała w miejscu prasłowiańskiego kultu. Zbudowano ją na planie elipsy. Można do niej wejść i podziwiać stylowe wyposażenie z początków XVIII wieku. Obrazy namalowano na miedzianych blachach, ponieważ radon ze źródełka powodował zanikanie farb.
Podsumowując okolice góry Grabowiec to idealne miejsce na szybką i satysfakcjonującą wycieczkę. Kilometrów zrobiliśmy niewiele, a zobaczyliśmy sporo. Szlaki łącza się ze sobą i można zrobić pętle, trasa nie jest wymagająca kondycyjnie. Polecamy